wtorek, 12 lutego 2013

Jest nam "Wstyd"? (recenzja filmu)

„Wstyd” to film wyjątkowy. Film o samotnych w tłumie. Wielu, oglądając go, poczuje niepokój. Swoistą niepewność – niby o tym wszystkim wiemy, ale nie mówimy. Przynajmniej nie w ten sposób.

(Anty)bohater

Kim jest bohater Wstydu? To jeden z wielu, krążący po olbrzymim mieście – jednym z tych, które to ponoć nigdy nie zasypiają (zgodnie z piosenką Franka Sinatry śpiewaną w filmie) – po Nowym Jorku. Steve McQueen ogołaca go z tłumów. Nowy Jork to dziwnie wyludnione miejsce, co szczególnie widoczne w scenie nocnego joggingu głównego bohatera. Długie ujęcie, śledzenie podążającego ulicą Brandona, to obserwowanie cywilizacyjnej szarzyzny, zaglądanie pod podszewkę „mitycznego” miasta, symbolu sukcesu, spełnienia marzeń. Tymczasem, gdy dobiegamy z bohaterem do skrzyżowania i czekamy na „zielone światło”, widzimy worki ze śmieciami oraz popsutą sygnalizację.

Kim jest bohater Wstydu? Ten mieszkaniec miasta obdartego ze swojego mitycznego/legendarnego smaczku. Mieszkaniec – jak wielu – napływowy. Nowy Jork okazuje się tak daleko wielokulturowy, że właściwie pozbawiony wyrazistości. Brandon, ten nowoczesny mężczyzna, wieczny singiel uzależniony od seksu, dającego mu tylko pozór spełnienia, staje się jednym z wielu. Jak inni ściąga pliki porno z Internetu, gromadzi je na dysku, ogląda w sieci masturbujące się „panienki”, uprawia seks z przypadkowymi kobietami i mężczyznami, a wstydzi się... jakiegokolwiek stałego związku – najdłużej wytrwał cztery miesiące. Odtrąca stabilność i związane z nią emocje. Osiąga zaspokojenie, wykraczając poza „społecznie akceptowalne” normy. Chociaż co tak naprawdę akceptuje społeczeństwo, skoro składa się z podobnych Brandonowi, mijanych przez niego na ulicach Nowego Jorku? To pokolenie zagubione, nie potrafiące budować relacji międzyludzkich, pozornie skupione na jednostkowym sukcesie i pragmatyzmie, zapętliło się do granic hipokryzji. Wstydzi się tego, co robi – jak Brandon przed siostrą.

Kim jest bohater Wstydu? Człowiekiem XXI wieku. Rozbity pomiędzy pozornie propagowaną monogamią a nieograniczonym pociągiem rozbuchanym poprzez czającą się wszędzie pokusę, nie może osiągnąć – niech sobie zabrzmi banalnie – szczęścia. Można by – bezpiecznie chowając cały świat – powiedzieć, że Brandon to ktoś wyjątkowy, że przecież w samym Wstydzie obserwujemy ludzi idących inną drogą – Marianne, z którą spotyka się na randce w restauracji; ich wspólne spotkania powodujące zderzenie poglądów, to jedna z ciekawszych sekwencji w filmie. Marianne stanowi jednak swoisty wyjątek. Oczywiście nie wszyscy kolekcjonują czasopisma pornograficzne, filmy i masturbują się na każdym kroku niczym główny bohater. Jednak Sissy – siostra Brandona – idzie do łóżka z Davidem – szefem Brandona – po dwudziestominutowej znajomości. Zaś samemu Davidowi posiadanie żony i syna nie przeszkadza w poszukiwaniu jednorazowych partnerek. Podobnie jak niektórym kobietom – zaręczynowe pierścionki. Czy powinniśmy wstydzić się hipokryzji?

Kim jest bohater Wstydu? Głównie samotnym człowiekiem, który nie potrafi tak naprawdę zaangażować się emocjonalnie, co na swój sposób proponuje mu Marianne. Nie może z taką osobą iść na całość, oddać się uprawianiu miłości – stosunkowi przepełnionemu emocjami. Odrzuca tę drogę, aby zaraz w tym samym pokoju uprawiać seks z kobietą, której zapłacił. Zresztą samotni w tłumie okazują się również Sissy i David. Są nie tylko pozbawieni silnych relacji partnerskich, rozleciały się także relacje rodzinne. Czyżby ten pusty Nowy Jork miał być wyznacznikiem tzw. naszych czasów?

Wstydźcie się wszyscy

Czego wstydzi się (anty)bohater Wstydu? Czego wstydzimy się my, oglądając Wstyd?

Film Steve'a McQueena to opowieść tylko pozornie zabierająca nas do Nowego Jorku. Tak naprawdę to zaglądanie pod podszewkę całej naszej kultury, to dowód na jej swoistą hipokryzję. Wydawałoby się może, że w XXI wieku nie mamy już tematów tabu. Mówimy o wszystkim? Na każdy temat – tak. O wszystkim – nie!

Różne reakcje na Wstyd są tego dowodem. Dzieło o wielu wstydach, mniej lub bardziej oczywistych. Tych pierwszo- i drugoplanowych. Mają czego wstydzić się nawet postacie epizodyczne. To pstryczek w nos całej kultury, która usilnie chowa/mitologizuje seks – na wiele różnych sposobów, raz traktując go jako zło konieczne, raz nadając mu wymiaru katharsis. Mitologizuje, wyrzucając poza dyskusję.

Dlaczego warto obejrzeć obraz McQueena? Bo Wstyd to film wyjątkowy. Zmuszający do spojrzenia na świat tak obdarty z upiększeń. Zmuszający do przemyśleń.

Trochę polemiki, czyli powtórna lektura (DVD)

Kiedy wchodził do kin, wielu krytykowało Wstyd, doszukując się w nim retoryki kazania (recenzja Łukasza Knapa w „Filmie” z lutego 2012, str. 83) etc., odczytując mylnie ostatnie sceny. Przecież nie czyni się tu z klubu gejowskiego miejsca wyjątkowego, a nawet – jak w wyżej wspomnianej recenzji – nie jest on „ostatnim przystankiem na seksualnej drodze krzyżowej Brandona”, a tak naprawdę zaledwie jednym z wielu. Wychodząc z niego, bohater idzie dalej. I czy po tym wszystkim następuje odkupienie? Pada deszcze, który – to faktycznie oklepane – obmywa Brandona. Na samym końcu jednak... Zakończenie można odczytać na wiele sposobów.

Niektórzy uważają, że Brandon we Wstydzie został napiętnowany. Zda się jednak, że nie o to tu chodzi. Bo któż miałby go napiętnować? Ludzie podobni do niego? A może reżyser, który opowiada o świecie przepełnionym emocjonalną samotnością? Może właściwie to nie Brandon jest tutaj tym złym? To widzowie chcą widzieć jego postępowanie jako złe, nakładając znane sobie i popularne w naszej kulturze kalki.

Wydanie DVD pozwala na spokojnie przyjrzeć się całości raz jeszcze i docenić nie tylko mocowanie się z bolączkami współczesnego człowieka, ale głównie artyzm. Aktorzy (na szczególną uwagę zasługują Michael Fassbender, Carey Mulligan, Nicole Beharie) radzą sobie z wysoko zawieszoną poprzeczką. Długie, spokojne ujęcia, częstokroć przepełnione dialogiem lub – odwrotnie – milczące, zmuszają do umiejętnego rozgrywania emocji. Znaczący antyteledyskowy montaż pobudza widza do rozmyślań.

* * *

Wydanie DVD pozbawione jest fajerwerkowych dodatków, ale przy tym dziele wystarczy wprowadzająca w świat Wstydu książeczka.


© Michał Domagalski

Tytuł: Wstyd
Tytuł oryginalny: Shame
Reżyser: McQueen Steve
Czas trwania: 100 minut
Producent: Gutek Film
Data premiery: 2012-10-25 (premiera kinowa (świat): 2011, (Polska): 2012)
Język oryginału: angielski
Lektor: polski
Napisy: polskie
Nośnik: DVD
Dodatkowe nośniki: dołączona książka
Liczba nośników: 1
Obsada: Fassbender Michael, Mulligan Carey
Dźwięk: Dolby Digital 5.1

---------------------------------------------------
Tekst ukazał się także na Wywrota.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz